Lwów na weekend. Szlakiem kultury i sztuki. PRZEWODNIK

Posted on

Będąc jeszcze na świeżo po wycieczce do Lwowa postanowiłam opisać miejsca we Lwowie, które trzeba odwiedzić. Załóżmy, że mamy trzy, cztery dni. Chcemy zobaczyć wszystko to, co trzeba zobaczyć. Otrzeć się o historię ważną dla Polski i miejsca święte, a przy tym koniecznie zakropić to odrobiną nalewki od Baczewskiego i dobrej sztuki. Lwów jest miastem, który budzi bardzo wiele emocji wśród Polaków – Samanta Belling, mecenas kultury. Kiedyś przeczytałam artykuł, w którym ktoś bardzo mądrze napisał, że „Lwów jest jak bliski krewny, który umarł, ale nie do końca”. Ciągle żyje, ale jest gdzieś indziej, ma swoją tkankę, ale wyłączone funkcje życiowe. Mam wrażenie, że Lwów tamten, który jest znany z opowieści Polaków, jest miastem, które popadło w zapomnienie. I teraz wśród piewców, tego miasta rozproszonych po całym świecie, narodził się mit tego miejsca. A jak jest faktycznie?

To miejsce, w którym czuję się dobrze. Swojsko. Kiedy próbuję mówić po angielsku, natychmiast jestem strofowana „Pani po polsku proszę”. Tutaj wszyscy lepiej lub gorzej mówią po polsku, są wychowani w duchu polskości. We Lwowie jest więcej polskich napisów na starych budynkach niż ukraińskich. Co z całą pewnością pomoże Nam w orientacji w terenie. Zaczynamy od Lwowskiej Galerii Sztuki, mieszczącej się w Pałacu Potockich, to neorenesansowy budynek, wzniesiony w latach 1888–1890 dla Alfreda Józefa Potockiego, według projektu Juliana Cybulskiego. Lwowska Galeria Sztuki posiada w swoich zbiorach m.in. obrazy Rafaela Santi, Rembrandta van Rijn, Petera Paula Rubensa, Antoona Van Dyke’a, Diego Velasqueza, Jusepe de Ribeiry, Antoine’a Watteau. Znajduje się tam także duża kolekcja prac Jacka Malczewskiego, Jana Matejki, Artura Grottgera i innych polskich twórców.

Tak przynajmniej obiecują, ale jak się okazuje w środku nie jestem w stanie zlokalizować, żadnych z wyżej wymienionych dzieł. Gdzie są? W piwnicy? W ciągu dnia oprócz nas tylko dwie wycieczki z Lwowskich Szkół Ale za to są pewne zaskakujące rzeczy mianowicie dwie wystawy, które można znaleźć niejako „pomiędzy” eksponatami wystawianymi w muzeum. Jedna pokazująca sztukę afrykańską, druga zdjęcia z wojny z Donbasu. I jak zazwyczaj jestem za wszelkiego rodzaju łączeniem, eklektyzmem, gdzie nawiązuje się dialog pomiędzy dwoma epokami. Ale to nie zagrało. Był widoczny zgrzyt. Jakby ktoś, nie do końca przemyślał, co ma być pokazane. Całe szczęście, że przepiękne wnętrza Pałacu Potockich nadrabiają niesmak. Z zewnątrz jest nawet jeszcze ciekawiej, a jest zima, jak pięknie musi być latem.

Kolejne muzeum to Muzeum Etnograficzne. I tutaj zaczyna się materiał na film. Muzeum Etnograficzne mieści się w przepięknym budynki Galicyjskiej Kasy Oszczędności. Budynek Kasy został wybudowany we Lwowie w latach 1889-1891 na miejscu dawnego Hotelu Angielskiego według projektu prof. Juliana Zacharewicza. Jest zwieńczony charakterystyczną kopułą z rzeźbą Leonarda Marconiego. Zachwyca wnętrze i klatka schodowa, bogato zdobione stiuki z warsztatu Marconiego oraz wykonane w Insbrucku witraże zdobiącymi klatkę schodową. Poza budynkiem nie urzekło mnie nic. A może pewnego rodzaju folklor ukraiński. Na kasie i w każdej komnacie Panie po 60-tce w futrzanych czapkach na głowie (tak nawet wewnątrz) proszące o bilet na ekspozycję. W środku przysłowiowe mydło i powidło. Trochę mebli, trochę zegarów, trochę porcelany i kiepskich obrazów. Ostatnie komnaty były męczące. Wychodzimy. Uff… Jeszcze tylko na ciastko do Apteki Nikołajewicza i idziemy dalej.

Katedra Ormiańśka, to miejsce, które polecało Nam kilka osób. To jakby na chwilę przenieść się do bajki z tysiąca i jednej nocy. Nas zachwyca mistycyzmem. Tutaj można poczuć się jak w prawdziwej świątyni, gdzie mamy poczucie wielkości Boga, Katedra Ormiańska pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – jeden z najstarszych i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa, ufundowana przez Ormian w II połowie XIV wieku, będąca niemal od początku ośrodkiem biskupstwa ormiańskiego.

Najstarsza część katedry została wybudowana w XIV w z surowych bloków kamienia. Przypominała świątynie z terenów Armenii, nie miała zbyt wielu ozdób. W XVII w., kiedy społeczność ormiańska we Lwowie powiększyła się, dobudowano prostokątną nawę, powiększając świątynię. W tym samym czasie doszło do podpisania unii lwowskich Ormian z Rzymem, w wyniku czego świątynia zaczęła nabierać wyglądu łacińskiego, aż zupełnie zatraciła swój pierwotny, egzotyczny charakter.

Tego dnia zwiedzamy również barokowy kościoł Bernardynów i św. Anny. Jednak trzeba się spieszyć, ponieważ zostało już tylko parę chwil aby przygotować się na wielkie wieczorne wyjście do Opery Lwowskiej, wybieramy się na balet „Dziadek do orzechów”. Opera Lwowska to bajka. „Charakterystyczną tendencją XIX-wiecznej architektury epoki historyzmu była synteza sztuk – malarstwa, rzeźby i sztuki zdobniczej, która znalazła swoje wcielenie w programie artystycznego zdobienia gmachu teatralnego. Hołdując dążeniom lwowskiej opinii publicznej i komitetu teatralnego architekt śmiało wprowadził w projekt również motywy narodowe. Na zewnątrz bogactwem dekoracji plastycznej wyróżnia się elewacja główna, lecz elewacje boczne i tylną również opracowano bardzo starannie i gustownie.” Przed rozpoczęciem spektaklu bardzo uczęszczane są dwa barki, w których każdy znajdzie coś da siebie. Mamy tutaj cały przekrój od wina i szampana na mocnych alkoholach skończywszy. Kiedy gasną światła, zaczyna się magia. Balet Piotra Czajkowskiego przenosi nas do baśniowej krainy tańca i muzyki. Najwyższej klasy uczta dla zmysłów.

Na drugi dzień zwiedzania zostawiamy miejsce, które przez niektórych Polaków Campo Santo (miejsce święte), jak najbardziej słusznie. Tramwajem numer 7, na który czekamy bardzo długo (we Lwowie nie ma rozkładu jazdy tramwajów i autobusów), dojeżdżamy do cmentarza Łyczakowskiego, za niecałe 13 złotych polskich dwie osoby mogą zacząć zwiedzanie. Cmentarz Łyczakowski to najstarsza zabytkowa nekropolia Lwowa położona we wschodniej części miasta na malowniczych wzgórzach wśród specjalnie zaprojektowanego, starego drzewostanu tworzącego szereg alei. Jest miejscem pochówku wielu zasłużonych dla Polski i Ukrainy ludzi kultury, nauki i polityki. Na cmentarzu znajduje się wiele zabytkowych nagrobków o wysokiej wartości artystycznej, przedstawiających alegoryczne postaci i wizerunki zmarłych, a także liczne kaplice, edykuły i obeliski w różnych stylach.

Nasze kroki kierujemy jednak w stronę Cmentarza Orląt Lwowskich, wizyta tam jest dla nas szczególnie ważna. Cmentarz Orląt Lwowskich to autonomiczna część cmentarza Łyczakowskiego. Zajmuje odrębne miejsce – stoki wzgórz od strony Pohulanki. Znajdują się na nim mogiły uczestników bitwy o Lwów i Małopolskę Wschodnią, poległych w latach 1918–1920 lub zmarłych w latach późniejszych. Często nazywany jest Cmentarzem Orląt, gdyż spośród pochowanych tam prawie 3000 żołnierzy, część to Orlęta Lwowskie, czyli młodzież szkół średnich i wyższych oraz inteligencja. Palimy znicze, modlimy się, cieszymy się, że mogliśmy odwiedzić tak ważne dla Nas Campo Santo.

Wracamy tramwajem zmarznięci, ale zadowoleni. Gdzie wstąpimy na obiad i dobra nalewkę? Oczywiście do Baczewskiego. A to już oddzielna historia. Poezja smaków, uczta dla ciała i zmysłów… Lwów mnie poruszył i wzruszył, trzeba tu wracać bardzo często.


Tekst i zdjęcia: Samanta Belling. Zapraszam na Samanty Belling rozmowy o sztuce.


 

3 Comments

  1. Robert says:

    Lwow jest piekny z mila checia odwiedze go jeszcze raz, dziekuje za inspiracje Samanto i emocje przekazane w tekscie.
    Pozdrawiam, Robert

  2. Ania says:

    ciekawa relacja i bardzo fajny blog

  3. Spełniać marzenia. Podróżnicze podsumowanie 2019 | Blog Globtrotera says:

    […] Pod koniec marca – dzięki bardzo spontanicznej decyzji – wybrałem się na city break do Lwowa na Ukrainę. Załóżmy, że mamy trzy, cztery dni. Chcemy zobaczyć wszystko to, co trzeba zobaczyć. Otrzeć się o historię ważną dla Polski i miejsca święte, a przy tym koniecznie zakropić to odrobiną nalewki od Baczewskiego i dobrej sztuki. Lwów jest miastem, który budzi bardzo wiele emocji wśród Polaków. Kiedyś przeczytałem artykuł, w którym ktoś bardzo mądrze napisał, że „Lwów jest jak bliski krewny, który umarł, ale nie do końca”. Ciągle żyje, ale jest gdzieś indziej, ma swoją tkankę, ale wyłączone funkcje życiowe. Mam wrażenie, że Lwów tamten, który jest znany z opowieści Polaków, jest miastem, które popadło w zapomnienie. I teraz wśród piewców, tego miasta rozproszonych po całym świecie, narodził się mit tego miejsca. A jak jest faktycznie? […]

Leave a comment

Your email address will not be published.

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.